Kategorie
wpisy

Upadek Żoliborza i śmierć jego żołnierza

Zbliża się kolejna rocznica śmierci Witolda Stanisławskiego. Zginął na Żoliborzu, w pobliżu swojego domu przy u. Kozietulskiego, 29 września 1944 roku. To na Żoliborzu w połowie lat trzydziestych rozpoczął budowę wymarzonego domu dla swojej rodziny. Wprowadził się do niego w 1936 roku. Po przedwczesnej śmierci rodziców we Lwowie, chudych latach studiów na lwowskiej Politechnice, pracy przy projektach kanalizacycjnych w Częstochowie i Kielcach, osiadł w stolicy i cieszył się kilkoma krótkimi latami rodzinnego szczęścia i zawodowych sukcesów jako inżynier hydrotechnik.

Przedwczesny wybuch Powstania na Żoliborzu o godzinie 13.00, a nie o 17.00, jak planowano, odebrał powstańcom szansę nagłego zaskoczenia wroga. Była to dzielnica, która najdłużej borniła się w Powstaniu. Niemcy przypuścili ostry atak na Żoliborz dopiero 29 września, w sześćdziesiątym dniu walk powstańczych. Trudno było bronić terenu o niezbyt gęstej zabudowie i szerokich ulicach, gdzie nie można było zbudować skutecznych barykad.

Witold Stanisławski przedostał się na Żoliborz prawdopodobnie tydzień wcześniej ze Śródmieścia. 28 września znajomi widzieli go w piwnicy budynku kilka ulic dalej. Następnego ranka ruszył z wiadrem po wodę do ujęcia blisko ulicy Kozietulskiego, bo ukrywający się ludzie nie mieli co pić. Chciał też sprawdzić, czy żyją sąsiedzi w ruinach jego dawnego domu. Zginął prawdopodobnie w czasie zintensyfikowanego ostrzału niemieckiego, trafiony serią z karabinu maszynowego. Miał przy sobie plany kanałów warszawskich, które budował przed wojną i jak mało kto znał sieć ich podziemnych labiryntów.

30 września dowódca Armii Krajowej poinformował Naczelnego Wodza o upadku Żoliborza. Dzielnica skapitulowała o godzinie 18.00, natomiast żołnierze zdawali broń do 23.00. Niemcy wzięli do niewoli ok 1500 powstańców.

Żona Witolda Stanisławskiego dowiedziała się o jego śmierci w listopadzie 1944 roku. Nieznajomy mężczyzna przyjechał do niej na Podhale i podał dokładne miejsce pochówku Witolda. Jednak dopiero w marcu 1945 wdowa mogła przyjechać do Warszawy, by ekshumować szczątki męża i przewieźć je na Powązki.

8 listopada 1944 roku znajomy w liście do wdowy Zofii Stanisławskiej pisał:

Kłociliśmy się bardzo w sprawie tej powstańczej farsy i parę gorzkich słów ode mnie usłyszał. (…) Ostatni raz widziałem W. 26 lub 27. To potem nastąpiły wielkie ostrzały i bombardowania. O wychodzeniu nie było mowy. (…) Mieszkał na kolonii obok kina. Te bloki też były silnie bombardowane. Kiedy 30.09 nas usunięto, ani po drodze, ani w Pruszkowie  nie widziałem W. Wypytywałem znajomych z tego bloku i też nikt mi powiedzieć nie umiał, co się stało z W.