Pamięć i wyobraźnia

Posiadając wiedzę o wydarzeniach historycznych związanych z Powstaniem Warszawskim, możemy próbować zrozumieć, co zdarzyło się  między lipcem a  październikiem 1944 roku. Możemy wydawać opinie i wyroki. Jednak z bezpiecznej perspektywy  76 lat, czyli życia trzech pokoleń Polaków, nie jesteśmy w stanie w pełni objąć wyobraźnią tamtych dni i w pełni wczuć się w sytuację powstańców szykujących się do walki. 

Czy potrafimy sobie wyobrazić terror pięciu lat okupacji niemieckiej, wpływający na najdrobniejsze, ale  i na najistotniejsze sprawy ludzkiego życia? Wyobrazić sobie utratę bliskich, systematyczne kurczenie się rodzin i rozłożoną na pięć lat  niepewność, czy doczekamy jutra?  Z pewnością jest to bardzo trudne. I dobrze. Zofia Nałkowska pisała, że rzeczywistość jest dla nas do zniesienia tylko dlatego, że nie jest całkiem wiadoma.

Podobnie jest z odczuwaniem i przeżywaniem przeszłości.

Jeśli więc wyobraźnia jest zbyt słabym narzędziem do zrozumienia tamtych chwil, co pozostaje? Dwa, całkiem potężne oręża – pamięć i empatia.

Nastroje w dniach poprzedzających wybuch Powstania Warszawskiego trafnie opisał Jan Stanisław Jankowski, ps.,,Soból”, Delegat Rządu na Kraj. W rozmowie z Janem Nowakiem Jeziorańskim powiedział:

Niech pan sobie wyobrazi człowieka, który przez pięć lat rozpędza się do skoku przez jakiś mur, biegnie coraz szybciej i o krok przed przeszkodą pada komenda: stop! On tak się już rozpędził, że zatrzymać się nie może. Jeśli nie skoczy – rozbije się o mur. Tak jest właśnie z nami.

Jan Nowak Jeziorański, Kurier z Warszawy, Kraków 1993

Witold Stanisławski, jak większość jego kolegów, wstąpił do konspiracji wkrótce po kapitulacji Warszawy. Należał do pokolenia,  które  w młodości walczyło o odzyskanie niepodległości. Ci ludzie wiedzieli, jak pachnie krew rannych i jak wyglądają pola usłane ciałami żołnierzy. Czterdziestokilkuletni mężczyźni, doświadczeni dwiema wojnami, mieli wyobraźnię i   zdawali sobie sprawę, co czeka powstańców. A mimo to w chwili wybuchu Powstania Warszawskiego większość była gotowa do walki.

Syn Witolda Stanisławskiego wspominał:

Przed wyjazdem z Nowego Targu, gdzie mieszkaliśmy od 1943 roku, ojciec powiedział:  – Ucz się, nie pal i opiekuj się mamą. Wrócę w wolnej Polsce albo nie wrócę wcale.  Nie wrócił. W październiku przyjechał nieznajomy w prochowcu i przekazał mamie wiadomość o śmierci ojca. Powiedział, gdzie został pochowany.

Pod koniec 1943 roku Witold Stanisławski przebywał w Nowym Targu z rodziną. W liście do przyjaciela, astronoma Jana Gadomskiego, pisał:

  …a życie takie trudne! Mnie całkowicie pochłania monotonna praca… praca nad tematem zadanym mi przez życie, za którego rozwiązanie jestem płatny, nędznie ale zawsze płatny – i praca nad sobą w poczuciu tego, że skończy się przecież ten okres, gdy przestanę wegetować jako człowiek niepotrzebny, a otworzy się pole wielkich i trudnych zadań, do których trzeba się przygotować…

Przeczucie nadchodzących chwil o historycznym znaczeniu było powszechne, ale równie powszechne było przeświadczenie, że wszystko zaczyna się od pracy nad sobą. Wiara, że  wykuwanie charakteru na własnym życiowym poletku może  przydać się na  szerszym polu  wojennego igrzyska, była dla pokolenia Witolda sprawą oczywistą.

Nasza ułomna wyobraźnia nie jest w stanie odtworzyć grozy wydarzeń z sierpnia i września 1944 roku. Nie umiemy wyobrazić sobie zapachu płonącego miasta, widoku ciał na ulicy, bólu w uszach od huku bomb, dojmującego pragnienia z powodu braku wody, smaku pyłu w ustach i ciągłego oczekiwania na śmierć.

Możemy  jednak pamiętać o tym, co było ważne dla  bohaterów tamtych dni i co rozumieli  przez pojęcie ,,hart ducha”.

Sabina Dłużewska, mieszkanka Warszawy, która opuściła miasto podczas Powstania, wspomina powrót do stolicy w styczniu 1945 roku:

Tuż przed nami idzie gromadka: staruszka, prowadzona pod rękę przez młodą dziewczynę i chłopca, oraz kobieta okryta kocem, z kilkuletnim dzieckiem na ręku. Dziecko nie ma butów. Nagle staruszka upada na kolana. Podbiegam, żeby pomóc jej wstać, ale kobieta z dzieckiem na ręku wyjaśnia: ,,Nie trzeba. Mamie nic się nie stało. Mama przysięgła Bogu, że jeśli wróci do Warszawy, wejdzie do niej na kolanach. Odkąd nas wypędzili, mama mówi tylko: Święta Warszawa”.

Zagłada Miasta, świadectwa ludzi Powstania, Karta, 2020

Kategorie
wpisy

Miłość w Tatrach

Zofia Mulewicz w czasach gimnazjum
Zofia Mulewicz w gimnazjum
Witold Stanisławski na studiach
Witold Stanisławski na studiach

Początek

Zakopane. Koniec roku 1927, a może 1928… Na Sylwestra do stolicy Tatr przyjeżdża niespełna trzydziestoletnia wdowa  Zofia z Mulewiczów Weyssel z kilkuletnim synem Antonim. Zatrzymują się w Hotelu Stamary przy ul. Kościuszki.

Otwarty w 1905 roku hotel jest jednym z najpopularniejszych miejsc w Zakopanem. Tu prezentowane są po raz pierwszy utwory Karola Szymanowskiego i organizowane wieczory teatralno – taneczne.  Choć pod koniec  lat dwudziestych hotel nieco podupadł, nadal cieszy się popularnością.

Podczas sylwestrowego balu Zofia poznaje młodego inżyniera Witolda Stanisławskiego, świeżo upieczonego absolwenta Politechniki Lwowskiej. Robi na nim wielkie wrażenie. Nic dziwnego. Do rodzinnej legendy przeszły opowieści o tym, jak jej pierwszy mąż, krewki porucznik Wojska Polskiego, wyrzucał z jadącego tramwaju warszawskich studentów, którzy rzekomo zbyt natarczywie przypatrywali się jego pięknej żonie. Urodzie Zofii uległ także Witkacy, który prosił ją o pozowanie do dwóch portretów.

A czym Witold podbija serce Zofii? Pochodzący z artystycznej rodziny lwowiak  jest towarzyszki, szarmancki, obdarzony świetnym głosem (jako tenor śpiewał w chórze studenckim), ma wielkie poczucie humoru i odwagę wyniesioną z bojów o Lwów w szeregach Orląt Lwowskich.

Czas spokoju

W maju 1929 roku Zofia i Witold biorą ślub w kościele Wszystkich Świętych w Warszawie. Nikt nie przypuszcza, że radością i spokojem będą cieszyć się zaledwie dekadę. Początkowo mieszkają w Kielcach, gdzie Witold pracuje przy rozbudowie kanalizacji miasta. Wkrótce  młody inżynier dostaje propozycję pracy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w Warszawie.

Witold spędza wiele czasu ze swoim pasierbem, starając się zastąpić mu zmarłego ojca. Do końca życia czuwa nad nim i go wspiera, choć nie jest to łatwe, gdyż Antoni ma wyjątkowo rogatą duszę. Już jako kilkulatek podstępnie upił służącego tylko po to, żeby sprawdzić, jak zachowuje się dorosły człowiek, gdy jest pod wpływem alkoholu.

Rodzina się powiększa. Wkrótce na świat przychodzi syn Zofii i Witolda, Dariusz.  Rozpoczyna się budowa domu na Żoliborzu. To tam, między 1936 a 1939 rokiem, Witold spędza z Zofią najszczęśliwsze lata. Prowadzą dom otwarty. Odwiedza ich  liczna rodzina Mulewiczów,  która wiedzie typowy żywot zubożałej szlachty w rozległych sadach tarczyńskich, a także znajomi z ministerstwa i Związku Miast Polskich, zarówno cywile jak i wojskowi. Do Warszawy ściągają przyjaciele Witolda ze Lwowa. Przyjeżdża astronom Jan Gadomski, który obejmuje kierownictwo nad nowo powstałym Obserwatorium Astronomicznym w Ogrodzie Botanicznym, a także pisarz Jan Parandowski, który staje na czele pisma ,,Pamiętnik Warszawski”.

Na przyjęciach  inteligencja o pepeesowskich sympatiach, lwowskich korzeniach i fantazji, spotyka się z sanacyjnymi urzędnikami i wojskowymi. O czym rozmawiają, można domyśleć się z przytoczonej poniżej rodzinnej anegdoty.

Mały Darek, nie mogąc zasnąć z powodu gwarnego przyjęcia,  schodzi do pełnego gości salonu  i ni stąd ni zowąd wypala: ,,Uważam, że Sienkiewicz zbytnio apoteozuje szlachtę!”. Po tym oświadczeniu odwraca się na pięcie i wraca do swojego pokoju.

Witold i Zofia jeżdżą po Polsce, zapraszani przez przyjaciół na ważne wydarzenia. W Gdyni uczestniczą w wodowaniu statku MS ,,Batory”, w Zakopanem jako jedni z pierwszych wjeżdżają kolejką na Kasprowy Wierch. Pomimo wypadów nad polskie morze, najchętniej wracają do Zakopanego, gdzie się poznali. Mają tu serdecznego przyjaciela, Eugeniusza Zaczyńskiego, który pełni urząd burmistrza miasta.

Zakopane.1937

Zofia z synem i nieznajomym, Droga pod Reglami, Zakopane, 1937

Czas próby

Prawdziwą próbę miłość Zofii i Witolda  przechodzi po wybuchu wojny. Witold angażuje się w cywilną obronę miasta, a od 1940 roku w konspirację. Pod przykrywką działającego  oficjalnie biura hydrotechnicznego w domu na Żoliborzu organizuje tajne spotkania i kontynuuje prace nad rozpoczętymi przed wojną projektami dla Warszawy.

Jesienią 1940 roku Witold zostaje wywieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz.  Podczas łapanki w pobliżu domu widzi, jak Niemcy zatrzymują Antoniego. Choć sąsiedzi próbują ratować Witolda i wciągnąć go do ogrodu, on odmawia, bo nie chce zostawić pasierba samego. Nie wie, że żołnierz, widząc niemiecko brzmiące nazwisko Weyssel, puszcza chłopaka wolno. Zofia porusza niebo i ziemię, by ocalić męża. Sprzedaje ziemie na warszawskich Siekierkach i za łapówkę wręczoną ukraińskiemu strażnikowi wyciąga Witolda z obozu. Mąż wraca do domu bez kilku przednich zębów i o połowę chudszy.

W 1942 roku na dom spada bomba. Płoną rodzinne pamiątki, listy, zdjęcia i dwa portrety autorstwa Witkacego. Zofia z młodszym synem jedzie znów w Tatry, gdzie może liczyć na pomoc przyjaciół. Witold zostaje w Warszawie i stara się o zamówienia, by utrzymać rodzinę. Dołączy do niej w 1943 roku. Przez niemal rok rozłąki Zofia i Witold piszą do siebie listy. Ona wypytuje, jak mąż sobie radzi  i kiedy przyjedzie do Nowego Targu. Drży z niepokoju, słysząc o drakońskich prześladowaniach w stolicy. On tłumaczy, że musi pracować, uspokaja, że przyjedzie, gdy tylko to będzie możliwe.

Dnia 2 lutego 1943 roku

Najdroższa Zosieńko,

Wiedz o tym, że ja bardzo tęsknię za wiadomościami od Ciebie i rady sobie dać nie mogę w mojej samotności obecnej. (…) Życie w moim obecnym quasi – domu zorganizowałem już na tyle, że mogłem zasiąść do pracy. Wypady na Żoliborz robię bardzo rzadko, ostatnio byłem tylko dwa razy. Na taką podróż w aktualnych warunkach trzeba zdobyć się na dużą odwagę. Natura moja wzdraga się, ale rozum nakazuje ostrożność we wszelkich sprawach komunikacyjnych. Tak wygląda dziś życie umęczonej Warszawy. 

17 marca 1943

Kochany Witku!

Na list Twój czekam cały ten tydzień. Wiem przecież, że nie możesz ciągle pisać. Jesteś na pewno zajęty warszawskimi sprawami. Czy ułożą Ci się Witku tak sprawy, abyś mógł przyjechać na święta? Pisz w paru słowach na pocztówce, ale często! Jak spędziłeś tydzień? Czy byłeś u znajomych? Wszyscy dopytują się o Ciebie, kiedy wrócisz, a ja nie umiem im na to odpowiedzieć…

Wreszcie pojawia się szansa. Przychodzi zlecenie na modernizację kanalizacji Nowego Targu. Zofia i Witold znów są razem. Od 1939 roku zdarzyło się wiele: obóz, utrata domu, choroby, wywiezienie syna Antoniego na roboty do Niemiec, śmierć kilku członków rodziny. Teraz liczy się  każdy wspólnie spędzony dzień. W czasie wojny to prawdziwy dar od losu. Witold chodzi z synem na narty, Zofia uczy się przerabiać niezdatne do użycia ubrania, cerować buty i robić zupę z niczego.

Witold.Kowaniec

Witold na Kowańcu, Nowy Targ, 1943/44

Nieuniknione

Witold przeczuwa swoją śmierć. Korespondencja sprzed 1944 roku, pozornie poświęcona codziennym sprawom i walce o przetrwanie, ukazuje niepokój i przeczucie nieuchronnego, tragicznego końca. W połowie lipca 1944 roku Witold żegna się z Zofią i synem. Jedzie do Warszawy, by wziąć udział w Powstaniu. Ginie 29 września, nie doczekawszy kapitulacji. W październiku 1944 roku do mieszkania w Nowym Targu puka nieznajomy mężczyzna i informuje Zofię o śmierci męża, podając dokładne miejsce pochówku. Początkowo Zofia mu nie wierzy, ale gdy mijają miesiące bez wieści o Witoldzie, nadzieja znika.

W marcu 1945 roku, gdy rusza transport i ziemi nie skuwa mróz, Zofia jedzie do Warszawy pochować Witolda. Zgodnie z opisem nieznajomego znajduje obok starego domu grób z krzyżem zrobionym z framugi drzwi. Opłaca przypadkowo spotkanych mężczyzn, by odkopali zwłoki męża i na taczce przewieźli je do rodzinnego grobu na Powązkach. Znajduje przy mężu kalendarzyk z roku 1944 z wpisanymi datami, nazwiskami, adresami. W obawie przed represjami wyrywa wszystkie strony od lipca do września, ale zachowuje notes ze śladami wypalonymi przez  kulę, która zabiła męża.

Zofia ma 47 lat i musi wszystko zacząć od nowa. Dzięki pomocy przyjaciół dostaje pracę jako kierowniczka domu wczasowego Alta w Bukowinie Tatrzańskiej. Willa działała jeszcze przed wojną, gdy Zofia i Witold spędzali wakacje w Zakopanem i przechadzali się Drogą pod Reglami. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Nie ma już Witkacego ani jego firmy portretowej, a  Hotel Stamary popadł w ruinę, po tym jak podczas wojny pełnił rolę ośrodka szkoleniowego dla Ukraińców  z korpusu SS-Galizien.

W Alcie trzeba zorganizować pracę personelu, dostawy żywności i węgla z Nowego Targu. Willa wymaga ciągłych napraw, wszystkiego brakuje. Z pomocą przychodzą górale. Zofia zaprzyjaźnia się z rodziną Buńdów, Michaliną i Franciszkiem Ćwiżewieczami,  przedwojennym nauczycielami  i współtwórcami Domu Ludowego w Bukowinie Tatrzańskiej. Jej serdecznym przyjacielem jest także Józef Pitorak, poeta, autor sztuk teatralnych i piewca góralskiej kultury. Filcowe kapelusze, lisy i zgrabne pantofle Zofia zamienia na zgrzebne bluzki, szerokie góralskie spódnice i kierpce. Żyje wspomnieniami o Witoldzie, choć w oczach nowych władz jej mąż to bandyta. Często opowiada młodszemu synowi o ojcu, ale nie pozwala o nim mówić w szkole ani na zbiórkach harcerskich. ,,Dość już śmierci w naszej  rodzinie”, powtarza.

Sił dodają jej góry. Dawnego świata już nie ma, z Warszawy zostały zgliszcza, dom na Żoliborzu zmienił się w gruzy, ale Tatry pozostały nietknięte, monumentalne i niewzruszone jak w przeddzień pamiętnego sylwestra w Hotelu Stamary.

Zofia z góralami 

Zofia z góralami w Bukowinie

Pitorak.2                    Józef Pitorak, Bukowina Tarzańska                                  Pitorak.1

                                                                  Dedykacja Józefa Pitoraka dla Zofii 

 Przez kolejnych dwadzieścia lat Zofia próbuje żyć. Zaciska zęby, gdy w listach urzędowych  zwracają się do niej ,,towarzyszko”, a z Warszawy przyjeżdżają inspektorzy, by sprawdzić, czy dom wczasowy działa zgodnie z wytycznymi centrali Funduszu Wczasów Pracowniczych. Ma przecież synów – młodszego wychowuje, o starszego wciąż się martwi. Jak wiele innych kobiet jeździ na pchli targ. Skupuje stare filiżanki, spodki nie do pary, meble, sztućce z cudzymi herbami, haftowane obrusy, materialne dowody  utraconego świata.  Zachowuje kalendarzyk męża z 1944 roku. Jej wybuchowy temperament sprawia, że często kłóci się z synami. Gdy brakuje jej argumentów, ze złością rzuca: ,,Witek to miał klasę. Nie dorastacie mu do pięt! Takich  mężczyzn już nie ma!”.

Umiera na raka w wieku 64 lat. Zostaje pochowana w rodzinnym grobie na Powązkach, obok Witolda.

Kategorie
wpisy

Legionista

Z. Stanisławski

Między 1940 i 1943 rokiem, w umęczonym wojną Lwowie artysta grafik Zofia Stanisławska – Howurkowa, siostra Witolda Stanisławskiego, spisywała swoje przeżycia i wspomnienia. Rzeczywistość była tak przerażająca, że jak każdy twórca przekładała ją na język sztuki, oblekając w metaforę. Gdy za oknem rozstrzeliwano lub wywożono ludzi na Syberię, a każdy dzień mógł zakończyć się śmiercią, pisała teksty w formie sennika.

W onirycznej tej konwencji wspominała swojego najstarszego brata, legionistę Zbigniewa Rolę Stanisławskiego (1891 – 1916).

Mój najstarszy brat w dziewiątym roku życia był już malarzem, poetą i wodzem Tajemnego Państwa na jakiejś nieznane wyspie, którego mapę rysował. Stąd wiem, że było wielkie, oblane morzem i bogate w diamenty, które zdobywało się przez zabicie żmii. Każda żmija miała diament na czole, a wielkość diamentu zależała od wielkości żmii. Zresztą w ogóle wszystkie żmije na świecie mają diamenty na czole, ale tchórzliwi ludzie boją się węży, dlatego nie mają bogactw. Inaczej było w Lufie – tak się jego państw nazywało.Tam dzielni i nieustraszeni wojownicy zabijali ich mnóstwo, dlatego mieli niezrównane skarby. Lufa i Pusza – to były dwa państwa prowadzące ze sobą ustawiczną wojnę. 
W 1900 roku dziewięcioletni Zbigniew był nieustraszonym wodzem, broniącym baśniowej krainy Lufa przed złym imperium Pusza. Dobrobyt państwa zależał od odwagi jego wojowników, którzy pokonując strach zabijali żmije i zdobywali bezcenne dla mieszkańców diamenty.

W 1914 roku dwudziestotrzyletni Zbigniew zamienił państwo Lufa na baon uzupełniający kapitana Andrzeja Galicy. Formacja ta wkrótce przekształciła się w 1 baon  4. pp LP (III Brygada),  zasłużony  w walkach na froncie podolskim i wołyńskim, gdzie 4 lipca 1916 roku rozegrała się słynna bitwa pod Kostiuchnówką.

W walce o diamenty dla swojej rzeczywistej ojczyzny Zbigniew nie miał tyle szczęścia, co w wojnie z Państwem Pusza. Został ranny podczas walk frontowych w 1915 roku. Rok później zmarł z powodu powikłań w szpitalu w Zakopanem. Leży w zbiorowej mogile legionowej na zakopiańskim cmentarzu.

W ostatnich dwóch latach, podczas przygotowań do obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości i jej rocznego świętowania, historia Legionów nabrała znów żywszych barw. Dzięki publikacjom, filmom, książkom i artykułom starsi pogłębiają wiedzę o Legionach, a młodsi poznają ich historię.  Czytając opisy formowania się I Kompanii Kadrowej i walk legionistów na froncie wschodnim zastanawiamy się, kim byli młodzi ludzie zasilający szeregi odradzającego się wojska polskiego. Jakie wzorce im przyświecały? Czym w ówczesym rozumieniu była elita tworząca owe wzorce?

Wiek bez państwowości ukształtował wyobrażenie polskich elit jako grupy ludzi kierujących się naczelną ideą służby narodowi – zależnie od okoliczności – pracą organiczną lub szablą. W chwili kolejnej próby, u progu pierwszej wojny światowej, pamięć o walczących dziadkach i pradziadkach pozwalała legionistom niemal automatycznie dokonać wyboru i walczyć o niepodległość.

Statystyczny obraz tej elity  pojawia się w pracy genealoga i matematyka Marka Minakowskiego, który przestudiował 27 000 biogramów zamieszczonych w polskim słowniku biograficznym, obejmującym osoby urodzone po 1800 roku. Pierwsze miejsce na liście zajmują powstańcy – to aż 864 biogramy.

Pozornie Tajemne Państwo Lufa, pełne żmij i diamentów, odległe było od zakrwawionych pól Kostiuchnówki, lecz klucz do porządku tych światów był ten sam, to samo wyobrażenie o najwyższych wartościach, powinności  i odwadze. I ci sami bohaterowie.

 sennik.Z.Howurkowej.str.1  fragment z zeszytu Z.Stanisławskiej – Howurkowej

 kon.Z.Stanislawski

młodzieńczy rysunek Zbigniewa Stanisławskiego